Popularne posty

wtorek, 23 maja 2017

Estonia - Tu wszystko się zaczyna


Zbliżał się weekend majowy. No i tradycja musiała został podtrzymana. skłamałabym gdybym napisała że nasza wyprawa została przez nas zaplanowana. Bo w przeciwieństwie to roku wcześniejszego ten urlop zaplanował od A do Z Tomek. Mi by nawet do głowy nie przyszło zwiedzać tą część Europy. Plan był ambitny, przynajmniej dla mnie: rowerem od Estonii przez Łotwę i  Litwę do Polski.
Tomek oczytany na forach, blogach planował wszystko po kolei. Ja miałam tylko wsiąść na rower i jechać. 
Pierwsze schody zaczęły nam się przy planowaniu przedostania się do Estonii. Samolot był za drogi a autokary nie zabierały rowerów. Owszem mogliśmy z Wałbrzycha udać się do Warszawy i tam liczyć na życzliwego kierowcę autokaru, który chciałby nas zabrać ale było to ryzykowne. We Wrocławiu nie było szans bo autokar dojeżdżał tu z Pragi. Dobrze że ma się brata, który trochę lubi szwagra i dał się namówić na wycieczkę do Estonii. Zmieniło to trochę nasze plany, bo docelowo mieliśmy wyruszyć na rowerach od Tallina ale wcale nam to nie przeszkadzało. Estonię a docelowo wyspę Saaremaa zwiedziliśmy autem.
Z Wałbrzycha wyjechaliśmy 27.04.2017. Na następny dzień byliśmy w Estonii, w Wałbrzychu spadł śnieg a nam świeciło słoneczko i na niebie było zaledwie kilka chmurek. To na co zwróciłam uwagę to pomimo ładnej pogody, wiosny jeszcze nie było widać. Drzewa jeszcze nie wypuszczały listków i nic w około nie kwitło.




W Virstu, przeprawą promową przedostaliśmy się na wyspę Saaremaa.Planowo pierwszy nocleg szukaliśmy w darmowych chatkach które są dostępne dla turystów. Trafiliśmy do RMK Triigi telkimisala. Po drodze byliśmy pod ogromnym wrażeniem miejsc przygotowanych pod turystów. Leśne wiaty, toi-toi, miejsca biwakowe a chatka przerosła nasze oczekiwania. Na zewnątrz chatki: grill, wiata na drewno (z porąbanym drewnem), toi-toi, ławy i stół, nieziemski widok a w samej chatce kominek w którym ktoś wcześniej rozpalił jakby wiedział że będziemy tam  nocować.Pomimo moich lęków, żadne niedźwiedzie, wilki, zmory leśne a nawet pająki nie zjadły nas w nocy. Gdy obudziliśmy się rankiem z nieba siąpał delikatny deszcz. Byliśmy na to przygotowani bo jadąc do Estonii wiedzieliśmy że opady będą nam towarzyszyły podczas naszej wyprawy. Deszcz z minuty na minutę był coraz większy a późnym popołudniem przerodził się w śnieg. Jak ja wtedy się cieszyłam że jest z nami mój brat a przede wszystkim cztery kółka.













  Jadąc w kierunku Kurossaare  zajechaliśmy na klif Panga (najwyższy klif Saaremy - 21m). Widok przepiękny ale pogoda nie ta, deszcz ze śniegiem, porywisty wiatr nie zachęcał do napawania się widokiem. W Kuressaare mieliśmy zarezerwowany nocleg w Kana Maja Hostel. Wieczorem poszliśmy na spacer po miasteczku. Znowu śnieg z deszczem i temperatura -1, nie sprzyjały nam w zwiedzaniu. Doszliśmy do zamku biskupów, szybki rzut okiem na całość zamku i stwierdziliśmy ze trzeba iść się  ogrzać do Hostelu.









Kolejnego dnia obudziło nas słoneczko. Postanowiliśmy wyruszyć na rowery tylko Tomka ciężko było ściągnąć z łóżka - estońska wódka działała usypiająco :)
Ściągnęliśmy rowery z auta i wyruszyliśmy w trasę. Przejechaliśmy 62km, początkowo wzdłuż wybrzeża a następnie przez estońskie wioski i miasteczka oraz leśne ścieżki. Trasa bardzo ładna, zmieniające się widoki i to co ja lubię- płaski teren, żadnej górki no ewentualnie niewielkie wzniesienia. Krótki przystanek zrobiliśmy na plaży gdzie słońce było wysoko na niebie i pomimo swoich promieni nie było nas wstanie ogrzać gdyż dość mocno wiał zimny wiatr. Plusem było to że na zdjęciach widać tylko słońce i wysyłając fotki do zimnego Wałbrzycha wzbudzaliśmy zazdrość:) Celowo o tym piszę bo przed wyjazdem wielu znajomych pukało się w czoło słysząc gdzie jedziemy. A ja z ręką na sercu mogę polecić to miejsce każdemu kto lubi przyrodę, wodę, ciszę, spokój i piękne widoki. No i pomimo prognoz, wszystkich opinii na temat klimatu i ilości opadów to my przez cały nasz pobyt na Estonii, potem Łotwie i Litwie mieliśmy piękną pogodę. Tylko 1 deszczowy, zimny dzień w Estonii i 1 zimny dzień na Litwie.
Tego samego dnia wieczorem rowerami zwiedziliśmy Kurossaare. Ponownie pojechaliśmy na zamek biskupi, który objechaliśmy wokoło a następnie wzdłuż wybrzeża dojechaliśmy do lotniska. Bocznymi uliczkami wróciliśmy do Hostelu. Sama miejscowość bardzo klimatyczna: kolorowe kamieniczki, wąskie ulice i deptaki. Dużo restauracji i ogródków wzdłuż ulic. My byliśmy poza sezonem i nie mieliśmy okazji zobaczyć tłumów turystów którzy przyjeżdżają do Kurossaare ze Skandynawii, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Ale nam osobiście to odpowiadało.

  




















Następnego dnia opuszczaliśmy już wyspę. Dopisywała nam piękna pogoda i namówiłam chłopaków aby jeszcze raz pojechać na klif Panga. Było warto dla widoków zapierające dech w piersiach  i tym razem przy pięknej pogodzie mogliśmy się nimi napawać.









  Opuściliśmy wyspę i udaliśmy się w kierunku Soomaa National Park, Estonia i zaczęliśmy poszukiwać chatki na nocleg. Pierwsza RMK Meiekose tamme metsaonn, nie spełniła "naszych oczekiwań" bo nie było w środku kominka a zapowiadała się zimna noc i w pobliżu było sporo turystów. W związku z tym, udaliśmy się w poszukiwaniu innej chatki. Znaleźliśmy RMK Öördi metsaonn. Ta niestety też nie miała kominka ale zdecydowaliśmy się zostać ze względu na późną porę. Pod namową Tomka poszliśmy na spacer wyznaczoną obok chatki ścieżką. Spacer był dla mnie w niektórych momentach nieco ekstremalny, aby przejść trzeba było się trochę nagimnastykować aby nie utopić się w bagnie. Ścieżka dopiero była przygotowywana pod turystów bo nagle była ona wyłożona grupą warstwą trocin. A przy domku leżało kilka ton trocin, które pewnie codziennie pracownicy usypywali na ścieżkę To jaki widok się nam pojawił, na długo pozostanie w naszej pamięci. Przepiękne jezioro a wokół  niego bagna i wyłożone drewniane kładki i ławki. Do tego wszystkiego przyszliśmy na sam zachód słońca. Temperatura powietrza wynosiła jakieś 8-10 stopni i tylko szalony Tomek nie omieszkał zażyć kąpieli.
W nocy było tylko 2 stopnie. Było zimno!!!!













Kolejnego dnia pojechaliśmy zwiedzać inne  ścieżki spacerowe. Niestety żadna nie zrobiła na nas takiego wrażenia ja ta z dnia wcześniejszego. Ale jedna zostanie mi na długo w pamięci. Nie doszliśmy do końca bo warunki bagienne na ścieżce nam na to nie pozwoliły ale 400 metrów taplania się w błocie pozwoliły mi wyładować negatywne emocje na Tomku, który mnie na tą ścieżkę wprowadził. Co się potem okazało, trasa była zamknięta.
Przeszliśmy również ścieżkę przygotowaną typowo pod turystów  Soomaa rahvuspark. Przez bagna prowadziły drewniane kładki,  w połowie drogi stałą wieża widokowa a cała trasa miała ok 5 km.
Ostatni nocleg przed rozpoczęciem naszej wyprawy rowerowej w kierunku Polski mieliśmy zarezerwowany w Parnavie. Wieczorem rowerami pojechaliśmy tylko nad rzekę i następnie w kierunku morza, samego miasta nie zwiedzaliśmy.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

                                                                                                                Parnava
 I to był już ostatni dzień razem. Od kolejnego dnia pozostały nam tylko dwa kółka.

 

cdn.

Masz pytania? Podobało Ci się? zostaw komentarz:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz