Dawno już nie pływaliśmy kajakiem...
W ostatnim czasie urlopy spędzaliśmy na 2 kółkach. Mi marzyły się już wiosła. Oczywiście plan i cel podroży zostawiłam już Tomkowi.
Padło na spływ Wartą i powiem Wam że było warto :)
Nie wiem czy to urok Warty, czy potrzeba takiej formy wypoczynku ale moje potrzeby zostały zaspokojone:)
Rozpoczęliśmy spływ w miejscowości Zawady Liswartą.
Pierwszego dnia przepłynęliśmy 29 km. Planowaliśmy w tym dniu dopłynąć do ujścia Warty ok 19 km. ale dopiero jak dopłyneliśmy do Kalwarii Wąsosz zorientowaliśmy się że przeoczyliśmy ten moment i płyniemy już Wartą. Zatrzymaliśmy się tam na na plaży, przeczekaliśmy chwilowe opady deszczu, coś zjedliśmy, odpoczeliśmy i wyruszyliśmy dalej szukając już klimatycznego miejsca na nocleg.
Stan rzeki był niski ale to nie uchroniło zatopieniu traktora, którego mijaliśmy zaraz po wypłynięciu z Wąsosza.
Nocleg znaleźliśmy na skarpie z widokiem na Wartę oświetloną pełnią księżyca.
Dzień 2 wiosłowaliśmy 28 km. Pogoda w tym dniu nam dopisała, cały dzień świeciło słoneczko i było cieplutko. To dobrze bo stan rzeki był tak niski że wiązało się to z kilkakrotną potrzebą wysiadania z kajaku na środku rzeki i przepychania go po łachach piasku.
Dopłynęliśmy do Działoszyna, do Przystani dla kajakarzy. Jakie było nasze rozczarowanie gdy okazało się że knajpa jest zamknięta a najbliższy sklep świeci pustkami bo ponoć wszystko wykupiło się przez weekend.
Wypływając dalej, dopływamy do starego młyna wodnego. My trzymaliśmy się prawej strony. Miejsce nie do przepłynięcia, znajduje się bardzo duży uskok wody. Przenosiliśmy kajak.
W miejscowości Kuźnica zatrzymujemy się w sklepie, podładowujemy telefony i wyruszamy dalej szukając miejsca na nocleg.
Dzień 3 płyniemy 17 km. Do południa było nieco chłodniej mi marzył się w tym dniu nocleg pod dachem ale Warta przepływa z dala od zabudowań więc wiedziałam że jeszcze dziś muszę się przemęczyć w namiocie. Zażyczyłam sobie nocleg w niepowtarzalnym miejscu z możliwością rozpalenia ogniska.
W Załączach Wielkich zatrzymaliśmy się na dłużej aby załadować power banki i telefony. Kolejny przystanek zrobiliśmy w okolicach Madeły. Nigdzie nam się nie śpieszyło i płynęliśmy na totalnym luzie.
W miejscowości Przywóz na moście zauważyliśmy informacje o znajdującym się barze i sklepie. Skorzystaliśmy z okazji i udaliśmy się uzupełnić płyny w tym bardzo przyjemnym barze.
Jak wsiedliśmy do kajaku to zaraz z niego wysiadaliśmy bo po prawej stronie ok 300 metrów za mostem znaleźliśmy wymarzony nocleg: stoły i ławy, przystrzyżona trawka, miejsce na ognisko i przygotowane drewno. A do tego wszystkiego świecił nam księżyc w całej okazałości.
Dzień 4 - ostatni wiedzieliśmy że zostało nam niewiele. rzeczywiście ostatni odcinek naszej zaplanowanej trasy wyniósł 10 km. W tym dniu mieliśmy jeszcze większy luz niż dzień wcześniej. Była tylko krótka przenoska w Toporowie a potem na pełnym luzie dopłynęliśmy do mostu w Krzeczowie gdzie zakończyliśmy swoją przygodę.
Dla mnie te 4 dni były mega regenerujące, w ciszy, spokoju, z dala od codziennego zgiełku, wśród pięknych krajobrazów.
A i jeszcze jedno: mieliśmy przyjemność płynąć kajakiem na którym kilka dni wcześniej gotował Rączka gotuje: Rączka gotuje - 20.07.2019 - kapuśniak, prażuchy, ciasto marchewkowe