To było 3 lata temu. Wakacje w kajaku na Wiśle, ok 100km w 3 dni. spływu od Annopol do Puław.
Żadnych innych spływów nie pamiętam tak dobrze jak tego. Dziś nie potrafię przypomnieć sobie gdzie spędziliśmy pozostałą część urlopu. A naszą tradycją było i jest spędzanie jednej części urlopu aktywnie a pozostałą w zaciszu z wędkami w ręce.
Organizatorem całej wyprawy był Tomek, jak zawsze główny pomysłodawca i organizator. Nasze dzieci miały wtedy 12 i 10 lat i już we wcześniejszych latach spłynęły z nami kilka rzek. Ale żadna nie równała się Wiśle.Do dziś wspominamy ten spływ z wielkim entuzjazmem, Nie pamiętamy może szczegółów trasy, tj. ile km spływaliśmy dziennie, gdzie w jakich miejscowościach się zatrzymywaliśmy. Ale do dziś pamiętamy urok Wisły, dzikie piaszczyste plaże, łachy piasku na środku rzeki, jej szerokość, trudy z jakimi się borykaliśmy i niesamowite krajobrazy.
Rozpoczęliśmy nasz spływ w Anapolu. Od razu rzeka zrobiła na nas wrażenie swą szerokością, która mnie czasami przerażała. Z pierwszego dnia spływu zdjęć nie posiadamy. Zależało nam na poznaniu się z rzeką, polubieniu i przede wszystkim bezpieczeństwu, płynęliśmy przecież z dziećmi. Wolałam nie ryzykować robieniem fotek, tym bardziej że gdy mieliśmy już zatrzymać się na nocleg, napłynęliśmy na sam środek akcji poszukiwania 2 osób które utopiły się w rzece. Do dziś słyszę krzyk tej matki i pamiętam moje łzy i ciszę w jakiej dopłynęliśmy do postoju.
Dopłynęliśmy do miejsca noclegowego dość późno, ale zależało nam na odpłynięciu od akcji poszukiwania daleko i szukaliśmy ładnego, klimatycznego miejsca. Znaleźliśmy nocleg na piaszczystej plaży, gdzie było dość wysokie urwisko. Dzieci w dołach, w których stała woda z rzeki znalazły małego szczupaka, Uratowały go i wpuściły do Wisły. Tam przynajmniej miał większą szansę na przetrwanie niż w tej kałuży.
Wieczór przy ognisku minął nam w zadumie.
Kolejnego dnia, kilkakrotnie nasze kajaki zatrzymywały się na łachach piasku na środku rzeki. W miarę przepłyniętych kilometrów uczyliśmy się czytać z tafli Wisły gdzie mamy płynąć. Ale i tak nie dało się przepłynąć tego labiryntu łach bez ciągnięcia kajaków i strachu za każdym razem gdy opuszczało się kajak, tzn. zawsze opuszczał kajak Tomek i przeciągał dwa kajaki jeden po drugim. Strach zawsze dopadał mnie, bo to ja jestem panikara, Tomek zawsze nas wypychał na właściwe tory:)
Rzeka kilkakrotnie nas zaskakiwała a najbardziej gdy chcieliśmy przepłynąć z jednego brzegu na drugi aby przygotować obiad, który zakupiliśmy w sklepie, w okolicznej wiosce. Chcieliśmy zatrzymać się w ładnym miejscu, które wypatrzyliśmy na drugim brzegu. Na rzece nie widzieliśmy żadnej przeszkody, gdy dosłownie po 2 min spływu na całej szerokości Wisły zauważyliśmy uskok, nie duży ale prąd był dość szybki. Pamiętam że byłam wtedy spanikowana. Bezpieczeństwo moich dzieci jest najważniejsze a tam wtedy nie mogłam im tego zagwarantować. Pierwszy przepłynął Tomek, potem my z młodszym synem wiosłowaliśmy z całych sił aby pokonać tą przeszkodę.
Nocleg znowu zorganizowaliśmy na bezludnej plaży. Mieliśmy okazję tej nocy przeżyć burzę, deszcz przeszedł gdzieś obok.
Kolejny dzień był dla nas bardzo ciężki, bardzo mocno wiało i płynęliśmy pod fale. Wymagało to od nas dużej siły, koncentracji i współpracy. Starszy syn płynął ze mną i wiosłował równo ze mną. Motywowaliśmy się na wzajem. I dzięki temu że pierwszego dnia nadrobiliśmy kilka a może nawet kilkanaście kilometrów mogliśmy pozwolić sobie tego dnia na spływ krótszego odcinka.
W pamięci utkwił nam odcinek gdy wpływaliśmy do Kazimierza Dolnego Zmienił się krajobraz, na okolicznych wzniesieniach pojawiły się budowle, wiatraki a po rzece pływały statki turystyczne. Zachwycona widokami chciałam porobić zdjęcia. Czułam się już pewnie w kajaku i to był błąd. Aparat był schowany w beczce zamontowanej z tyłu kajaku Tomka. Dopłynęłam do niego, wyciągnęłam aparat i gdy już zakręcałam beczkę wpadliśmy w wir, który powstał przy usypanej z kamieni opasce. Wyszliśmy z tego cało ale chwila nieuwagi mogła skończyć się dla nas źle. Gdy już ochłonęliśmy mogłam zacząć upamiętniać mijane widoki na fotkach. W Kazimierzu zrobiliśmy krótki odpoczynek, pospacerowaliśmy po rynku. Zrobiliśmy zakupy i z powrotem wsiedliśmy do kajaków.
Dopływając do celu podróży postanowiliśmy jeszcze ostatni raz przygotować posiłek i zjeść na piaszczystej bezludnej plaży. Płynąc ku brzegowi z oddali zauważyliśmy łódź motorową. Wędkarze którzy nas mijali do tej pory zawsze zwalniali aby nie wywoływać dużych fal. Tym razem gdy łódź była bardzo blisko już widzieliśmy że nie zwolni więc zaczęliśmy nakierowywać kajak dziobem do fal. Łódź ani trochę nie zwolniła my odwróciliśmy kajaki w ostatniej chwili wyzywając kierujących motorówkę a byliśmy w szoku bo była to łódź policyjna. Kierujący nią policjanci kompletnie nie zwrócili na nas uwagi, nie wzięli pod uwagę naszego bezpieczeństwa.
Dziś z perspektywy uważamy że Wisła to jedna z najpiękniejszych rzek. Urzekła nas sama rzeka ale także krajobrazy, dzikie brzegi i piaszczyste plaże.
Gdybyśmy dziś mieli jeszcze raz podjąć decyzje o spływie Wisłą to zdecydowanie byłaby ona na tak. Zastanawialibyśmy się natomiast czy zabieramy ze sobą dzieci, bo jednak wielokrotnie na rzece baliśmy się o ich bezpieczeństwo.
Uwielbiamy natomiast wspólne wyjazdy z dziećmi, rozmowy w kajakach i wieczory przy ognisku :)